poniedziałek, 13 lutego 2017

Prolog

Zayn

Szedłem ciemnymi zakątkami Londynu. Była piękna noc, księżyc lekko oświetlał mi drogę. Samochody szybko przejeżdżały ulicami, przechodnie spuszczali wzrok, przyspieszając tempa lub wchodząc pospiesznie do pierwszego lepszego budynku.

Ludzie się nas bali. Nie dziwię im się. Tu, w mieście, w którym rządzą wampiry, ludzie są zastraszani i zmuszani do strasznych rzeczy. Mimo że próbują żyć normalnie, nie mają żadnych praw.

Nie rozumiem, dlaczego Lydia zgodziła się, by ludzie normalnie pracowali, chodzili do szkół, jakoś zarabiali na swe i tak nędzne życie.

Starają się nas tępić, ale karą za zabicie jednego z nas jest śmierć, bardzo bolesna, długa i na pewno nieprzyjemna. Nas, wampirów jest bardzo mało. Mimo że rocznie "przebudzają" się nowi to ludzie, wilkołaki czy inni mordują nas od setek lat. Na świecie jest wiele nowych, ale z tymi starszymi już gorzej.

Kilkuletniego wampira może zabić nawet kilkuminutowy pobyt na słońcu. Zwykłe przebicie kołkiem też wystarczy. Z wiekiem lat, młody wampir uodparnia się na wszystkie czynniki szkodzące mu, staje się również silniejszy i szybszy. Coraz trudniej jest go zabić, a po kilkuset latach, teoretycznie nie ma rzeczy, która spowodowałaby jego śmierć.

Jest jednak osoba, o której wie niewielu. Jako jedyna, będzie mogla zabić każdego. Wilkołaka, człowieka czy kogoś takiego jak ja.

Istnieje również rytuał, o którym wie jeszcze mniej istot nadnaturalnych, a zwykły człowiek nie ma nawet o tym pojęcia. Nie ma specjalnej nazwy, ale do jego wykonania potrzebne są specjalne przedmioty i osoby, które nie są dostępne dla wszystkich. Jedną z potrzebnych osób, do wykonania go, jest najstarszy wampir na świecie.

Ja jestem tą osobą. Wraz z kilkoma moimi przyjaciółmi rządzimy tym miastem. Są również inne miasta, jednak to nie my sprawujemy tam władze, a inne wampiry podporządkowane naszej woli.
Lydia jest drugim najstarszym wampirem na Ziemi. Została przebudzona niedługo po mnie, koło dwóch lat. Jako nowy wampir pochodzenia królewskiego, musiałem przebudzić kogoś, kontynuując tradycję.

Ja przemieniłem uroczą brunetkę o niezwykłe zielonych oczach, niestety została zabita przez łowcę, parę miesięcy później przerywając przy tym moją linię krwi. Aby uniknąć wymarcia mojego gatunku, postanowiłem założyć miasto. Miasto wampirów okazało się jednak porażką, wyśmiany przez wuja dokładnie 20 miesięcy później, poznałem blondynkę o śmiesznie różowych oczach, niezwykłym charakterze i wytrwałości, a na imię miała Lydia.

Dziewczyna z początku była zagubiona jak każdy nowo przebudzony wampir. Kiedy rozkazano jej przemienić kogoś, przypomniała mi się dawna idea założenia własnego miasta, którego mieszkańcami byłyby same wampiry.

Zgodziła się, uznając to za świetny pomysł. Zaczęliśmy wcielać mój plan w życie kilka dni później, kiedy mój wuj zmarł, czyniąc mnie królem niewielkiego miasteczka.

Takim sposobem przebudził się Liam oraz Louis. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, wszystkie przebudzone wampiry miały obowiązek stworzyć kolejnego w ciągu trzech tygodni, inaczej zostawali zabijani. Ta dosyć brutalna metoda dążenia do celu, umocniła mnie jako łowcę.

Harry dołączył do nas jako ostatni, przebudzony przez Liama. Od samego początku był
bezwzględnym wojownikiem, co mi się spodobało. Dołączył do nas, aby wspólnie rządzić i przebudzać następnych.

Dotąd niewiele się zmieniło, tylko świat się rozwinął, co znacznie umożliwiło nam życie. Sam sposób rządzenia również nie uległ dużej zmianie. Nasze decyzje nie podlegają dyskusji, a konsekwencją sprzeciw jest sroga kara zależna od nastroju Harrego, który odpowiada za wymierzanie kar. On po prostu lubi przemoc, jest brutalny i nie ma litości, przez co niewiele osób się nam sprzeciwia.

Spojrzałem na niebo, wielki biały księżyc zakrywały jasne chmury. Zupełnie jakby próbowały go przed czymś chronić.

Odwróciłem od niego wzrok, idąc przed siebie. Kierowałem się do domu moich przyjaciół. Mimo, że mieszkali w odnowionym zamku, który z zewnątrz wyglądał na bardzo stary, dziwiłem się, jak cała czwórka się tam mieści. Budynek sam w sobie był duży, ale było tam mało dużych pokoi nadający się na sypialnie, gdyż większość największych pomieszczeń była już zagospodarowana.
Mieliśmy omówić nowe prawa dla ludzi. Nie rozumiem sensu tego, ich powinno się trzymać w klatkach jak zwierzynę, która zresztą są, albo używać ich jako niewolników, a nie pozwalać swobodnie chodzić po tym świecie. Niestety, Lydia uparła się, aby mieli te same prawa co my.
Obrończyni zwierząt się znalazła.

Nie chciałem się z nią kłócić, nigdy nic dobrego z tego nie wynikało, więc nie dyskutowałem na ten temat i zgodziłem się omówić te głupie prawa, nieważne jak bardzo idiotyczne mi się one wydawały.
Spacerując, znów spojrzałem w niebo. Z tego miejsca, księżyc zakrywało o wiele mniej chmur.
Czyżby te się poddały?

Zupełnie jak ludzie, tak bardzo łatwo jest ich do czegoś zniechęcić.

Robiąc kolejny krok, poczułem stopniowo nasilające się łaskotanie w żyłach. Tak właśnie objawiał się nasz głód, co zaliczałem do wad bycia istotą nieśmiertelna. Nasze ciało przestawało się starzeć, nie potrzebowaliśmy tlenu, jedyne co napędzało nasz organizm, to krew. Niektórzy z nas piją zwierzęcą, wysysając ją zapewne z jakichś wiewiórek, inni żywili się ludzka, jak ja.

Rozglądnąłem się po parku, którym właśnie szedłem. Głęboko wciągnąłem powietrze, do mojego nosa dotarł słodki zapach. Spojrzałem w tamtym kierunku, zobaczyłem nawet uroczą blondynkę. Miała złote włosy, mały zadarty nosek oraz duże, zielone oczy.

Jaka szkoda, że jest tylko jedzeniem. Jako wampir zdobywałaby serca wielu mężczyzn.

Podszedłem do niej z zamiarem pożywienia się. Miałem zamiar się z nią trochę zabawić, a nie spieszyło mi się aż tak bardzo, żeby odmówić sobie zabawy.

Stanąłem przed nią. Głęboko wciągnęła powietrze i położyła rękę na piersi.

-Przepraszam, jeżeli panią wystraszyłem, proszę mi uwierzyć, nie chciałem tego. - Uśmiechnąłem się sztucznie, pokazując moje białe zęby, żeby mieć więcej zabawy.

-Oh, nic się nie stało. Pojawiłeś się tak znienacka, że myślałam, że jesteś wampirem. - Zaśmiała się cicho jakby to, co powiedziała, było śmieszne. Nigdy nie zrozumiem poczucia humoru ludzi.

-O tej porze jest ich tutaj sporo. Co taka dziewczyna jak ty robi w parku o tej porze?

-Wyszłam na krotki spacer, zanim się jeszcze ściemniło, ale nim się obejrzałam, było już zupełnie ciemno.

Nie odpowiedziałem jej, tylko uśmiechnąłem się na jej głupotę. Chciałem jeszcze postać, ale mój głód stawał się coraz bardziej odczuwalny, na co cicho warknąłem.

-Ja już chyba pójdę, naprawdę zrobiło się późno. - Powiedziała szybko, chyba zorientowała się, z kim właśnie rozmawiała.

-Poczekaj. - Chwyciłem jej ramię i spojrzałem w te zagubione oczy pełne strachu. Uśmiechnąłem się, na co ona odpowiedziała tym samym.

Głupia.

Zatopiłem kły w jej szyi. Położyłem ręce na talii dziewczyny, kiedy zaczęła się wyrywać. Sekundę potem poczułem w moich ustach ten wspaniały smak, który jednak nie był taki sam, jak innych ludzi.
Był o wiele słodszy i sprawiał, że chciałem więcej. Z cichym pomrukiem jeszcze bardziej wpiłem się w jej szyję. Zaczęła słabnąć, dlatego objąłem ją mocniej, żeby mi się nie wyślizgnęła z rąk.

Jej krew była o wiele bardziej sycąca niż normalnej osoby, wiec postanowiłem jej nie zabijać. W sumie to mógłbym jej w ten sposób podziękować za krew, która sprawiła, że poczułem się o wiele silniejszy, niż powinienem być po zwykłym posiłku.

Oderwałem się od jej szyi i delikatnie zlizałem wypływającą z jej szyi kroplę krwi. Upuściłem bezwładne ciało na trawę, po czym usatysfakcjonowany otarłem usta wierzchem dłoni i ruszyłem w kierunku domu moich przyjaciół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz